Od Panny Apteczkowej do Polskiej Wódki

Tworzenie koktajli to sztuka. Tylko wyobraźnia ludzka może ograniczać ich różnorodność i feerię smaków. Znawcy twierdzą, ze najlepszą bazą do koktajlu jest wódka, ze względu na swoją delikatność, subtelny a jednocześnie wyrazisty smak surowca, z którego powstała. Polska jest ojczyzną wódki. Jej historia to ponad 500 lat, pokolenia gorzelników pracujących nad jej udoskonalaniem oraz związek z naszą kulturą i dziejami. Dzięki swoim tradycjom, doskonałej jakości Polska Wódka została wpisana na listę chronionych oznaczeń geograficznych. Znalazła się w doskonałym gronie znanych narodowych trunków takich jak: Scotch Whisky, Irish Whiskey, Cognac.

A jakie były początki wódki na ziemiach polskich?

Znamy kilka teorii na temat tego jak na ziemie polskie trafiła sztuka destylacji. Najbardziej jednak popularną jest droga od Arabów mieszkających na Półwyspie Iberyjskim, poprzez cystersów francuskich i niemieckich lekarzy. Z terytorium Polski, dzięki bogatej wymianie handlowej, dotarła na Wschód.

Pierwszy zapis słowa wódka pochodzi z kronik sądu ziemskiego  w Sandomierzu, a znalazł się w zatwierdzonym przez Jasco de Parscossicze – urzędnika królewskiego, opisie transakcji kupna ziemi z 1405 roku. Ówcześnie słowo „wódka” oznaczało „małą wodę” „mały staw”. Początkowo wódką nazywano rodzaje naparów leczniczych otrzymywanych przez destylację wodną ziół, owoców, a z czasem produktów odzwierzęcych. Stąd w renesansowych zielnikach i recepturach medycznych znajdziemy wódki lawendowe, jałowcowe czy kapłonowe. Udokumentowane zapisy o wódce pochodzą z XVI w. W dziele Stefana Falimirza „ O ziołach i mocy ich” z 1534 r. w rozdziale „ O wódkach ziół rozmaitych” autor podaje przepisy na wódki rozmaite, wtedy rozumiane jako destylaty wodne wytwarzane także na bazie alkoholi. Przepisy te powtórzone zostają  w pozostałych dwóch zielnikach  Hieronima Spiczyńskiego z 1542 r. oraz Marcina Siennika z 1568 r.

Wódki traktowane były jako medykament na różne dolegliwości. Stosowano je w bardzo małych dawkach na boleści zewnętrzne, ale także służyły do nacierania różnych części ciała. Produkowano też wódki, które miały wpłynąć zdecydowanie na urodę np. „aby spędzić piegi z lica” lub usunąć nieprzyjemną woń.

Do pielęgnacji cery używano także  mocniejszych alkoholi, w tym wódki. Compendium medicum auctum podaje  przepis na „wódkę  angielskątwarz jasną sprawującą”. Aby otrzymać ten kosmetyk, należało przepalić w alembiku cukier, kamforę i białe kadzidło. Otrzymana w ten sposób wódka miała być „osobliwa i pewna”. Inny ciekawy przepis  to wódka służąca do pielęgnacji twarzy i włosów. Do jej przygotowania „weź miodu praśnego, patoki funtów 2, Gumi Arabicum funtów 6, rozpuść gumi w wodzie z miodem, przepal w alembiku”. Pierwsza wódka „odchodząca” z alembika miała służyć do twarzy,  pozostała,  „ku końcowi odchodząca” służyła do włosów – miała gwarantować odfarbowanie siwych włosów”.
Wódka, zwana początkowo gorzałką, była także bardzo ważnym składnikiem apteczek dworskich i była skrupulatnie wydzielana przez Panny Apteczkowe, które sprawowały nad nimi nadzór.

Wódka, uczta, biesiada.

Gorzałka zagościła na dobre na polskich stołach w XVII w. Wpisywała się doskonale w szlachecką niechęć do miasta i uwielbienie wsi. Spokojny tryb życia starano się urozmaicić na różne sposoby. Szczególną rolę odegrała tu oczywiście sławna polska gościnność oraz związane z tym biesiady, uczty dworskie, rauty, wiejskie pogaduchy i bajania.

Przy królewskich, magnackich, szlacheckich, a także wiejskich stołach  toczyły się długie dysputy o polityce, wojnach, przygodach bohaterów i współbiesiadników. Opowieściom tym towarzyszyła często „gorzałka”. Szlachta i zamożnie mieszczaństwo nie pijała wódek, zwanych dziś czystymi, uważając je za trunek stosowny dla warstw najuboższych. Wyjątek stanowiły wódki czyste gatunkowe, takie jak np. śliwowica czy starka, to jest surówka zbożowa leżakowana przez długie lata w beczkach

Zwyczajem było, aby na szlacheckim dworze rozpoczynać dzień kieliszeczkiem wódki. Częstym pretekstem do wypicia trunków był przyjazd gości, którzy wnosili trochę różnorodności do codziennej rutyny. Gościa starano się zatrzymać jak najdłużej, a sposobem na to były m.in. uczty. Obowiązywała na nich hierarchia. Jeśli gość był niezadowolony z sąsiedztwa dawał temu wyraz przecinając obrus przed sobą, co było informacją, że nie siedzi przy tym samym stole. Z kultury stołu wzięło się także słynne powiedzenie: „na szarym końcu”. Otóż przed gospodarzem i znamienitymi gośćmi rozkładano wyszywane, piękne obrusy, następnie zwykłe białe, a na końcu szare płótno dla tych pośledniejszych. Jak się nietrudno domyślać nikt nie chciał na tym szarym końcu się znaleźć.

Biesiadom towarzyszyły niezliczone toasty. Pierwszy wypijał gospodarz, a następnie wiwaty wznosili pozostali uczestnicy uczty. Przymuszanie do picia nazywano „przynuką” i był to wyraz wielkiej gościnności gospodarza. Nawet zakończenie gościny wiązało się z ryzykiem, że opuszczający ucztę gość będzie  zmuszany przez towarzyszy do wzniesienia serii toastów za zdrowie gospodarza, gospodyni, itd. Innym sprytnym sposobem konsumpcji wódki był specjalny kieliszek zwany kulawką. Jego charakterystyczną cechą był brak nóżki, co powodowało, ze nie dało się go odstawić bez wysączenia ostatniej kropli. Dzięki temu goście, których raczono alkoholem, musieli zawsze opróżnić kulawkę „do dna”. Szczyt jej popularności w Polsce przypada na XVII i XVIII wiek. Żywot kulawek nie zawsze był długi – po wzniesieniu toastu wódką kieliszki były rozbijane, co wyrażało szacunek dla współbiesiadników.

To tylko namiastka historii naszego narodowego trunku. O jej tradycjach i zwyczajach opowiada otwarte trzy lata  Muzeum Polskiej Wódki, znajdujące się na  na Placu Konesera 1, na warszawskiej Pradze, do którego bardzo serdecznie zapraszamy.

Andrzej Szumowski
Prezes Zarządu Stowarzyszenia
Polska Wódka oraz Fundacji Polska Wódka,

prowadzącej Muzeum Polskiej Wódki
w Centrum Praskim Koneser w Warszawie

Like this article?

Share
Share

Leave a comment