Wiceprzewodnicząca Rady Dzielnicy Bielany m.st. Warszawy, doktor nauk humanistycznych, historyczka dziejów najnowszych, pisarka, publicystka, redaktorka magazynów branżowych, biografka Prezydentowej Karoliny Kaczorowskiej, licencjonowany pilot balonu na ogrzane powietrze.
Jak długo jest Pani związana z samorządem i co sprawiło, że osoba zajęta pracą naukową i publicystyczną zdecydowała się na działalność społeczną?
Z samorządem jestem związana od 8 lat i jest to praca, która wynikła spontanicznie, w efekcie moich lokalnych działań, a tak naprawdę walki o godne życie w jednej z warszawskich dzielnic – na Bielanach. Pięknie położona w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego zachodnia część Warszawy jest mocno pokrzywdzona przez funkcjonujące tam m.in. przedsiębiorstwa przetwarzania odpadów komunalnych. W 2013 roku pojawił się dokuczliwy odór z jednej z pobliskich kompostowni, który narastał z miesiąca na miesiąc. Nam, jako zwyczajnym mieszkańcom, nikt nie chciał udzielić odpowiedzi na pytanie co się dzieje. Dopiero kiedy założyliśmy stowarzyszenie, wyszliśmy z protestami na ulice, przeszliśmy długą administracyjną przeprawę, okazało się, że firma zmieniła technologię przetwarzania odpadów komunalnych na tańszą i bardziej prymitywną, żeby móc przejąć w przetargu obsługę większej liczby dzielnic i tym samym zwiększyć przerób. Brak dostępu do informacji i możliwości kontrolowania urzędniczych działań jest dla zwykłego mieszkańca pewnego rodzaju życiem w niepewności. Dlatego podjęłam decyzję, by kandydować na radną dzielnicy Bielany i uzyskałam ogromne poparcie ludzi, którzy rozumieli wagę problemu. W efekcie drogą administracyjną udało się dotrzeć do informacji, że miejska spółka nie posiada nawet tzw. pozwolenia zintegrowanego, niezbędnego do prowadzenia działalności, jaką wykonuje ale to był dopiero wierzchołek góry lodowej wykroczeń tej spółki. Obecnie, dzięki wspólnym wieloletnim działaniom moim i mieszkańców, firma ma sądowny zakaz przetwarzania odpadów komunalnych, co nie powstrzymuje jej do aktywnej działalności w zakresie sortowania czy przetwarzania pozostałych odpadów.
Niewiarygodne, że w dzisiejszych proekologicznych czasach nadal mamy do czynienia z tak wielkimi wykroczeniami. Rozumiem Pani działania w Komisji Ochrony Środowiska. Czy jednak ekologia to wciąż ważny temat w świetle innych problemów miast. Czy można przetwarzać odpady w mieście w sposób ekologiczny?
Miasta, szczególnie Warszawa, borykają się z wieloma problemami, jak np. infrastruktura – budowa obwodnicy i zaspokojenie potrzeb komunikacyjnych, czy w dalszym ciągu brak sieci wodno-kanalizacyjnych w niektórych dzielnicach. Jednak ekologia w rozumieniu prawidłowego przetwarzania odpadów komunalnych to niezwykle ważny temat, bo chodzi o zdrowie i życie ludzi. W przypadku mieszkania np. w sąsiedztwie kompostowni, jeżeli nie jest ona prowadzona zgodnie z przepisami prawa i wytyczonymi normami, nie ma mowy o spokojnym funkcjonowaniu ludzi wokół. Na Bielanach, głównie w osiedlach Radiowo, Wólka Węglowa, Chomiczówka, codziennością były alergie i choroby układu oddechowego, szczególnie u dzieci, które nawet nie chciały wychodzić z domu. Nie mówiąc o emocjach, jakie tej sytuacji towarzyszyły. Nie było mowy o pracy w domu, jak np. w moim przypadku, o pisaniu.
Oczywiście można przetwarzać odpady w sposób ekologiczny. Są w Polsce i na świecie spalarnie, kompostownie, które nie są absolutnie uciążliwe. Do tego jednak potrzebne są duże nakłady finansowe, bo wymaga to wprowadzenia nowych technologii. Nie jest tak, że miasta tych środków nie posiadają, władze wielu miast rozumieją wartość dbania o środowisko i swój budżet kierują właśnie do tego sektora, ale są też niestety takie, gdzie za dużo środków, moim zdaniem, idzie np. na promocję i kulturę – koncerty, pikniki, co też jest istotne ale jednak plasuje się daleko za poprawą jakości środowiska, a co za tym idzie zdrowia mieszkańców.
Jest Pani autorką książki o Prezydentowej Karolinie Kaczorowskiej, a także prowadziła Pani badania zwieńczone doktoratem, dotyczące deportacji ludności ze wschodnich terenów przedwojennej Polski w głąb Rosji. Jak wyglądała praca nad biografią charyzmatycznej osoby o bogatym i trudnym życiorysie.
Zarówno doktorat, jak i książka dotyczą niezwykle bogatego w doświadczenia życia Pani Prezydentowej Karoliny z Mariampolskich Kaczorowskiej, która jako dziecko została wraz z rodziną deportowana ze Stanisławowa do Komi ASRR. Książka powstała na podstawie moich rozmów w Panią Prezydentową i ukazuje tragiczny świat wojny widziany oczami dziecka, a także historię długiego powrotu polskiej rodziny do kraju – przez Persję, Kirgizję, Afrykę i Anglię. Miałam zaszczyt pracować u boku niezwykłej kobiety i prawdziwej damy, otwartej i życzliwej dla każdego człowieka, a jednocześnie silnej, znającej swoją ogromną wartość.
Natomiast badania nad doktoratem skłoniły mnie do wędrówki po świecie, śladami Pani Prezydentowej i jej rodziny. Z ogromnym sentymentem wspominam wizytę w Łyścu pod Stanisławowem na Ukrainie. Mieszkańcy, wiedząc że przybyłam w poszukiwaniu śladów życia rodziny Państwa Mariampolskich, czekali na mnie z przedwojennymi dokumentami na ulicy, pamiętali małą Karolinę i jej rodziców, otworzyli dla mnie swoje domy i swoje serca, częstowali mlekiem. Podobnie niezwykła była podróż do Kenii. Na starym nieczynnym dworcu kolejowym w Mombasie mogłam przenieść się w czasie i poczuć emocje zgromadzonych wyniszczonych wojną i Syberią Polaków, którzy oczekiwali na kolejną podróż – w nieznane zakątki Afryki.
Pani Prezydentowa dawała mi ogromne wsparcie w czasie pracy nad doktoratem. Cieszyła się razem ze mną i ta radość nie wynikała z tego, że jest to praca o niej, przede wszystkim wiedziała jak ważny jest dla każdej kobiety rozwój i poczucie własnej wartości. Podkreślała to przy każdej okazji i doceniała mój wysiłek. Było to dla mnie niezwykle budujące.
Jak wygląda życie kobiety w rodzinie lotniczej?
To jest bardzo ciekawy temat, bo kobieta, która decyduje się na dzielenie życia z pilotem, w dodatku latającym biznesowymi jetami, musi umieć być samodzielna praktycznie na wszystkich szczeblach. Lotnictwo biznesowe wymaga ciągłej dyspozycyjności pilota, a co za tym idzie, jego nieobecności w domu. Kiedy pojawiają się dzieci, kobieta ma niewielkie szanse na kontynuowanie kariery, ja byłam zmuszona przerwać pracę w najlepszym, jak wtedy myślałam, momencie rozwoju. Z perspektywy czasu widzę, że te decyzje były słuszne. Na przykład praca męża przez kilka ostatnich lat w Azji dała mi i dzieciom nowe możliwości rozwoju, a przede wszystkim nabycia niesamowitych doświadczeń. Niedawno wróciłam z Szanghaju, gdzie mieszkaliśmy i mogliśmy doświadczyć zasad funkcjonowania miasta w okresie pandemii. Dla mnie, jako pisarki, nieocenione było zobaczenie na własne oczy nie tylko odmiennej kultury ale i rzeczywistości, gdzie każdy mieszkaniec zmuszony jest na każdym kroku generować tzw. kod bezpieczeństwa. Bez telefonu i odpowiednich aplikacji, a także elektronicznych płatności, tak naprawdę nie jesteś w stanie poruszać się po Chinach, a co dopiero cokolwiek załatwić. Kolejne doświadczenie to całkowite zamknięcie Szanghaju po pojawieniu się przypadków zakażenia wirusem COVID-19. My byliśmy zamknięci w mieszkaniu przez miesiąc i przechodziliśmy, tak jak wszyscy mieszkańcy miasta, przez codzienne testy. Nie było mowy o wyjechaniu z Szanghaju, a co dopiero o powrocie do Polski. Dopiero po interwencji polskiego Konsulatu w chińskim MSZ, udało się nam całą rodziną wrócić do domu. Mogę śmiało uznać, że życie w rodzinie lotniczej, mając teścia pilota i generała wojsk lotniczych oraz męża lotnika, wymaga wojskowej dyscypliny, ale jest przebogate w doświadczenia. Zresztą ja również jestem pilotem, bo uzyskałam niedawno licencję pilota balonowego, latam balonami na ogrzane powietrze i zamierzam rozwijać tę pasję oraz umiejętności.
Latanie balonem to nietypowe hobby, jak to się stało, że zdecydowała się Pani na zostanie licencjonowanym pilotem balonu na ogrzane powietrze?
Rzeczywiście przyciągam do siebie dość oryginalne zainteresowania, bo poza baloniarstwem, pasjonuje mnie także łucznictwo, żeglarstwo morskie oraz trekkingi po pustyni. Przygoda z balonami zaczęła się w Krośnie, gdyż jeździliśmy tam co roku do przyjaciół z Fundacji Otwartych Serc im. Bogusławy Nykiel-Ostrowskiej, którzy organizowali i nadal organizują Międzynarodowe Górskie Zawody Balonowe. Zawody te są niezwykle widowiskowe, szczególnie jeśli startuje razem 40-50 balonów. Od pierwszego momentu wiedziałam, że to będzie moja pasja i z roku na rok coraz bardziej poznawałam sztukę latania, zaprzyjaźniłam się z załogami z Leszna, Włocławka. I to właśnie koledzy piloci zapytali, czemu nie zrobię licencji skoro baloniarstwo sprawia mi tyle radości. Otworzyłam wtedy szeroko oczy, uświadamiając sobie, że ja – kobieta – też mogę być pilotem balonu. I zrobiłam licencję.
Brawo za odwagę. A co lubi Pani robić w wolnym czasie, kiedy Pani nie pisze?
Kiedy nie piszę to też piszę, tylko w myślach. Układam sobie w głowie schematy, buduję zdania, znajduję słowa. Są jednak takie momenty, które mocno sprowadzają mnie na ziemię i weryfikują skupienie. Na przykład podczas strzelania z łuku bardzo szybko wychodzi, że jestem myślami w innym miejscu, a nie tu i teraz. Dobry łucznik ma odpowiednią postawę, stabilnie trzyma łuk, napina cięciwę z odpowiednią siłą – to wszystko jest ważne – nie ma cię, nie trafiasz do celu. To doskonały sport na oderwanie się od pracy, zatrzymanie na chwilę, regenerację umysłu i poprawę koncentracji – poszukiwane przez wszystkich dzisiaj antidotum na stres i życie w biegu.
Bardzo dużo czasu poświęcam moim nastoletnim córkom, nie tylko dlatego, że dzieci w tym wieku potrzebują uwagi, a przede wszystkim rozmowy i skupienia na ich sprawach, ale także dlatego, że od 7 lat dziewczynki uczą się w edukacji domowej i są w tej kwestii pod moimi skrzydłami. W związku z tym, że jesteśmy rodziną bardzo aktywną, podróżującą nie tylko zawodowo, jest to doskonałe rozwiązanie, dzięki któremu dzieci cudownie rozwinęły nie tylko swoje zdolności i kreatywność, ale przede wszystkim poczucie własnej wartości i umiejętność kroczenia pewnie przez życie.