O miejsce dla samorządu lokalnego w upartyjnionej Polsce

Wyniki wyborów parlamentarnych 15 października 2023 roku stworzyły korzystne perspektywy dla demokracji w Polsce. W miejsce rządów politycznie jednopartyjnych (PiS) do władzy doszła koalicja kilku partii demokratycznych. Otworzyło to nadzieję na przywrócenie polskiej demokracji (w koalicji rządowej), zadbanie o takie niezbędne wartości, jak pluralizm, dialog i zdolności do politycznego kompromisu. Jednocześnie polskie życie polityczne wypełnione jest nadal szkodliwymi dla demokracji, a przede wszystkim niszczącymi polską wspólnotę polityczną, elementami, jak daleko idąca polaryzacja polityczna oparta na podłożu wyraziście emocjonalnym, skłaniającym ku preferowaniu politycznej agresji, uniemożliwiającej przywrócenie konsensusu społecznego. Sprawę pogarsza fakt, że emocjonalna polaryzacja wykreowana została w warunkach politycznych dominacji dwóch głównych polskich ugrupowań, wyrosłych na fundamentach Solidarności, czyli ruchu przywracającego Polsce poczucie europejskości i zasady demokracji liberalnej. Świadomość tego nakazuje potrzebę ostrożnego procedowania w przywracaniu Polsce demokracji liberalnej, a zwłaszcza w przededniu i w kontekście zbliżających się (w kwietniu 2024 r.) wyborów samorządowych. Chodzi o to, że zwalczające się nadal dwa główne obozy polityczne zapowiadają zażartą walkę o samorządy, co grozi najwyraźniej osłabieniem polskiej demokracji poprzez przeniesienie ducha podziałów politycznych ze szczebla krajowego na społeczności lokalne i Polskę regionalną, co może jedynie pogłębić podziały wśród Polaków i uniemożliwić przekształcenie Polski samorządnej w instrument oddolnego przywracania wspólnoty.

Zwrócić należy uwagę na fakt, iż obie strony polskiej sceny politycznej postawiły przed sobą cel politycznego odbicia Polski lokalnej. Strona rządowa zapowiada udział w walce o samorządy w formule trzech odrębnych komitetów wyborczych, wspomaganych przez inspirowane przez siebie ruchy samorządowe, na przykład „Tak dla Polski”. Z drugiej strony, obóz zjednoczonej prawicy zapowiada to samo. Prowadzi to do zdominowania wyborów samorządowych przez walki międzypartyjne, co z kolei źle wróży ewentualnej niezależności politycznej obywatelskiemu z natury rzeczy ruchowi samorządowemu. W takim też kontekście warto zwrócić uwagę na kilka związanych z powyższym problemów.

Kwestia pierwsza to pytanie o poziom frekwencji wyborczej w wyborach samorządowych. Frekwencji, która okazała się decydującą w rozstrzygnięciu wyborów parlamentarnych 15 października 2023 r. Pytanie brzmi: czy konflikty i rozliczenia między przegranym PiS a opozycją rządową w pierwszych powyborczych miesiącach stanowić mogą czynnik zniechęcający, czy też zachęcający do zwiększenia liczby uczestniczących w wyborach samorządowych. Po drugie, wyborcy której ze stron poczują się w tej atmosferze zniechęceni, a którzy zachęceni do wyborów. Należy zwrócić uwagę na fakt, że od początku III RP, czyli od 1990 roku frekwencja w wyborach samorządowych była nieznacznie niższa od tej z wyborów parlamentarnych i na ogół (w pierwszej turze) oscylowała między 45% a 47% frekwencji. Dopiero frekwencja z ostatnich wyborów samorządowych w 2018 roku przekroczyła 54%. Oznacza to, że nasilające się zjawiska polaryzacji politycznej w kraju spowodowały, iż do urn wyborczych zdecydowało się pójść dwa miliony obywateli więcej niż poprzednio. Wtedy wzrost frekwencji przyniósł korzyść rządzącej partii PiS.

Na drugi plan wysuwa się kwestia koncentracji uwagi partii politycznych na poszczególnych segmentach struktur samorządowych w wyborach. Tu podkreślić należy trzy główne kierunki szczególnego zainteresowania – sejmiki, rady powiatów i urzędy prezydentów największych miast Polski. Na tych trzech kierunkach skoncentrowana będzie główna uwaga partii politycznych i tam też planują one swoje sukcesy. W poprzednich wyborach samorządowych 2018 roku do sejmiku wybrano 552 radnych, z których prawie połowę mandatów uzyskał PiS (254). Koalicja Obywatelska uzyskała 194 radnych, a PSL – 54. Sejmiki zatem były niemal całkowicie opanowane przez partie polityczne. Radnych bezpartyjnych, reprezentujących niezależny komitety wyborcze, było zaledwie 15. Nic zatem dziwnego, że to PiS był liderem partyjnym w sejmikach, chociaż rządził tylko w sześciu województwach, a i to w koalicjach, natomiast Platforma zdominowała koalicje w ośmiu województwach. Na tym szczeblu samorządowym niezależni samorządowcy nie liczyli się prawie wcale. A przecież to sejmiki stanowią decydujący składnik samorządowych struktur. Wydaje się zatem, że i tym razem w wyborach 2024 roku sejmiki stanowić będą obiekt najwyższego zainteresowania.

Drugim szczeblem samorządów, w którym wyraźnie uwidacznia się wpływy partii politycznych, są powiaty i rady powiatów. Wystarczy podkreślić fakt, że to kandydaci partii politycznych dominowali wśród chętnych do rad powiatowych. Stanowili oni aż 63% ogółu kandydatów na radnych powiatowych. Nic więc dziwnego, że znalazło to swoje odzwierciedlenie w składzie radnych powiatów. Reprezentanci partii politycznych stanowili przeważającą większość wśród nich. Dominowali tu radni reprezentujący PiS (30%) i PSL (15%). Radni bezpartyjni zdobyli zaledwie 37% ogólnej liczby mandatów w powiatach. Reprezentanci PiS zachowali tam dominację w 48%, a PSL w 27%. Samorządy rad powiatowych zdominowane zostały zatem przez partię polityczne, ale już tu pojawia się granica dominacji partyjnych kandydatów. Przykładem niech będą wybory do władz 107 największych miast polskich. W tym przypadku 2/3 prezydentów to byli przedstawiciele Komitetów Obywatelskich, o wiele mniej było z SLD i PIS (69 osób bezpartyjnych). Natomiast wśród mniejszych miast na stanowiskach burmistrzów znakomita większość to samorządowcy bezpartyjni. I właśnie tu linia dominujących wpływów partyjnych w samorządach zatrzymała się na granicach gmin i rad gminnych.

W Polsce mamy ok. 46800 radnych, z czego aż 39,5 tys. to radni gminni. W wyborach samorządowych 2018 roku ponad 70% wybranych radnych gminnych to bezpartyjni, reprezentujący komitety lokalne. W przekonaniu znawców problemu polityka lokalna na szczeblu ponad 2,5 tys. funkcjonujących gmin to najmniej upartyjniona sfera samorządowa w Europie. Tak się bowiem składa, że w Polsce im niższy szczyt samorządowy, tym partie polityczne reprezentowane są w zdecydowanie niższym stopniu. W najmniejszych gminach bezpartyjni dominują prawie wyłącznie. Po wyborach 2018 roku niespełna 70% radnych to byli bezpartyjni z komitetów lokalnych. Wśród wójtów dominowali bezpartyjni (ponad 1220), a daleko w tyle, w liczbie około 400, to wójtowie reprezentujący różne partie polityczne, wśród których przeważali przedstawiciele PSL i PiS. W radach gmin i wśród radnych dominują bezpartyjni, a im mniejsza gmina, tym bezpartyjność rady wzrasta. Przecież to Polska gmina stanowi podstawową siatkę lokalnych społeczności. Władze gminne są więc relatywnie najmniej upartyjnione ale też mieszkańcy gmin zajmują ostatnie miejsce w płaszczyźnie frekwencji wyborczych w kraju. Nawet gdybyśmy wzięli pod uwagę wybory parlamentarne z 15 października 2023 r., a zatem wybory rekordowej frekwencji wyborczej, to i w tym przypadku w gminach odstawała ona dość wyraźnie od poziomu frekwencji wyborczej w miastach. Zwłaszcza zaś gminy wiejskie wpływały na znaczące obniżenie frekwencji wyborczych w poszczególnych województwach. Było to najbardziej widoczne w takich województwach, jak lubelskie, opolskie, podlaskie i świętokrzyskie, gdzie różnice frekwencji wyborczej w miastach i we wsiach wynosiły od 20 do 30%. W województwie mazowieckim i małopolskim różnice te nie przekraczały 6-7%. Tylko w województwie śląskim frekwencja wyborcza w miastach i we wsiach była taka sama i wynosiła 74%. Podkreślam ten wątek głównie dlatego, że rodzi się pytanie o przyczyny stosunkowo niskiego upartyjnienia władz gmin wiejskich w Polsce. Czy wynika to z niewielkiego zainteresowania polityką, czy też z mniejszego zainteresowania gminami wiejskimi przez partie polityczne i koncentrowanie się w partiach na sejmikach w powiatach i dużych miastach? Gminy stanowią nie tylko najliczniejszą, ale i najmniej upartyjnioną strukturę polskiego samorządu. Na gminach zatem koncentrować się powinna uwaga tych, którzy myślą nie tylko o politycznym upodmiotowieniu polskiego samorządu, lecz również o uczynieniu z niego najbardziej stabilnego fundamentu polskiej samorządności. Uwaga ta powinna być tam skoncentrowana także przez tych, którzy chcieliby, aby to samorządy stały się punktem ciężkości w procesie przywracania wspólnoty Polaków, tak mocno naruszonej przez silnie politycznie spolaryzowaną Polskę partyjną.

Dziś rysuje się wyraźnie zagrożenie wynikające ze zdominowania przez partie polityczne wyborów samorządowych. Zagrożenie to polega na przeniesieniu głęboko w tkankę samorządową podziałów i konfliktów politycznych, charakteryzujących obecne życie polityczne zdominowanej przez zantagonizowane partie ogólnokrajowej sceny politycznej.

 

KAZIMIERZ KIK

Politolog i publicysta, profesor nauk społecznych na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Like this article?

Share
Share

Leave a comment