ROZMOWA Z PANIĄ ALEKSANDRĄ GAJEWSKĄ, POSŁANKĄ NA SEJM ORAZ CZŁONKINIĄ KOALICJI OBYWATELSKIEJ
Skupiłam się na polityce społecznej
Co jest Pani misją jako polityka? Jakimi sprawami zajmuje się Pani najchętniej, które uważa za najtrudniejsze, a które za najbardziej znaczące?
Od samego początku skupiłam się na polityce społecznej, prawach kobiet i kwestiach warszawskich. Wszystkie te dziedziny były dla mnie istotne już na etapie mojej pracy samorządowej. Wchodząc do Sejmu postawiłam sobie za cel zabieganie o wdrożenie konkretnych rozwiązań na poziomie krajowym. I tak, w polityce społecznej kładę szczególny nacisk na politykę żłobkową. Przewodniczę zespołowi parlamentarnemu ds. wspierania rozwoju dzieci w wieku do lat 3, w ramach którego wspólnie ze stroną społeczną podjęliśmy się wypracowania zapisów wzmacniających status grupy zawodowej opiekunów małego dziecka. Odbywamy także wiele wyjazdowych posiedzeń, podczas których poznajemy wyzwania, z jakimi mierzą się lokalni samorządowcy, dyrektorzy placówek, rodzice. Szukamy rozwiązań poprawiających warunki w placówkach żłobkowych. Założyłam również tzw. warszawski zespół parlamentarny, w którym udało mi się skupić reprezentantów prawie wszystkich stron sceny politycznej. To ważna przestrzeń dyskusji o najważniejszych problemach mieszkańców stolicy. Moje działania dotyczące praw kobiet w ostatnim roku zdominowały interwencje w sprawie bezpieczeństwa w tzw. „przejazdach na aplikację”, w których nasiliło się zjawisko przemocy seksualnej. Wspieram ofiary, wywieram presję na organy państwa, rozmawiam z korporacjami. Mam olbrzymią satysfakcję, że udało nam się nagłośnić ten problem i już widzimy pierwsze efekty naszej walki, m.in. wzmożenie kontroli. To jednak kropla w morzu. Oczekujemy kompleksowych zmian w prawie. Poza tym – staram się być wszędzie tam, gdzie potrzebują mnie mieszkanki i mieszkańcy Warszawy. A tematy, z którymi się do mnie zgłaszają, dotyczą praktycznie wszystkich sfer życia publicznego.
Jest Pani mamą, czy macierzyństwo da się pogodzić z karierą polityczną i pracą poselską? Jak radzi sobie Pani z ułożeniem tych dwóch ról?
Chciałabym, abyśmy doszli do momentu, w którym takie pytania będą słyszeć również mężczyźni i będzie to jak najbardziej naturalne. Kobiety od zawsze świetnie radziły sobie z godzeniem obowiązków rodzinnych z zawodowymi. Nie uważam, żeby działalność polityczna była w tym przypadku cięższa do pogodzenia od pracy pielęgniarki, sprzątaczki czy nauczycielki.
Przed nami wybory parlamentarne, następnie samorządowe, prezydenckie oraz do Parlamentu Europejskiego. Co w tych wyborach będzie najważniejsze dla wyborców i na co należy zwrócić uwagę?
Nadchodzące wybory mogłabym górnolotnie porównać do walki dobra ze złem, ale myślę, że nie byłoby w tym cienia przesady. Obecna władza tak dramatycznie zniszczyła fundamenty funkcjonowania państwa – praworządność, finanse publiczne, relacje międzynarodowe – że po prostu jak najszybciej musimy zacząć po nich sprzątać. Oczywiście te szkody bezpośrednio wpływają na nasze życie: sytuację materialną rodzin, poziom ochrony środowiska, ochronę zdrowia. I nie mam wątpliwości, że te tematy zdominują kampanię wyborczą. Na co należy zwrócić uwagę? Nie wolno dać się zmanipulować serwowanymi przez władzę tematami zastępczymi. Oni zrobią wszystko, by przykryć swoją nieudolność i odwrócić uwagę wyborców od spraw najważniejszych. Będą napuszczać na siebie nawzajem poszczególne grupy społeczne i podsycać niepokoje i fobie. Przekierowywanie debaty na merytoryczne tory będzie niezwykle trudne, ale nie uda się bez presji wywieranej przez obywateli.
Jakiej Polski możemy się spodziewać po wyborach?
Głęboko wierzę, że wygramy, więc odpowiem: lepszej, bardziej transparentnej, przyjaznej obywatelom. Brzmi jak truizm, ale to właściwie nasz główny cel. Musimy przywrócić szacunek państwa do obywatela, przyznać mu należne prawa i przestać się wtrącać w jego prywatne życie. PiS zawalił w tak wielu obszarach, że niezwykle ciężko omówić wszystkie zmiany. Ograniczę się więc do generalnej wizji państwa wrażliwego na potrzeby słabszych oraz wspierającego talenty i aspiracje Polek i Polaków.
Coraz częściej słyszy się, że te wybory rozstrzygną kobiety, czy wierzy Pani, że to będą wybory Polek?
Wszelkie sondaże pokazują, że gdyby głosowały wyłącznie kobiety, dzisiejsza opozycja miałaby szanse nawet na większość konstytucyjną. Wniosek z tego taki, że musimy się po prostu zmobilizować. Obecna władza tak bardzo ograniczyła nasze prawa: do przerywania ciąży, do antykoncepcji, do in vitro…, że jak najwięcej z nas powinno pójść do lokali wyborczych i zaprotestować. Bo inaczej nas przegłosują.
Mimo parytetów wciąż mało kobiet zasiada w Parlamencie, jak Pani sądzi – dlaczego tak jest? Czego brakuje, albo co powinno być inaczej, żeby w Parlamencie było tyle sam posłów co posłanek?
To oczywiście pokłosie od lat utrwalanych stereotypów. Głównie tego, że to „brudna gra”, wymagająca siły charakteru, a więc odpowiednia dla mężczyzn. Kobiety zatem nie wierzą we własne siły, więc wolą trzymać się na uboczu. Obecnie w Polsce nie mamy parytetów, Platforma Obywatelska w 2011 roku postawiła pierwszy ważny krok, czyli zaproponowała i uchwaliła tzw. „ustawę kwotową”. Nagle lokalni polityczni baronowie, żeby móc w ogóle zarejestrować listę wyborczą, musieli zacząć szukać przedstawicielek naszej płci, które zgodziłyby się kandydować. Niektórzy wtedy dopiero je dostrzegli. Zaowocowało to wieloma mandatami wspaniałych liderek politycznych, pracowitych posłanek czy radnych. Dziś w klubie Koalicji Obywatelskiej jest blisko 40% kobiet. To dużo, ale naszym celem jest oczywiście podbić ten wynik. Bardzo cieszę się z zapowiedzi przewodniczącego Donalda Tuska, który chce, by w najbliższych wyborach Koalicja Obywatelska zastosowała na listach mechanizm tzw. „suwaka”, ustawiając tam naprzemiennie mężczyzn i kobiety. Jestem przekonana, że takie rozwiązania zdecydowanie pomagają przebijać szklane sufity, a przede wszystkim dostrzegać aktywne dziewczyny w naszym otoczeniu.