Wyzwanie utrzymania wsparcia dla Ukrainy
oczami Robina Barnetta, byłego ambasadora Wielkiej Brytanii w Polsce
Kilka miesięcy temu w wiadomościach dominował temat wojny na Ukrainie. Ukraińcy z wielką odwagą i umiejętnościami walczyli o zminimalizowanie rosyjskich zdobyczy, czego przykładem jest ich bohaterska obrona Mariupola. Z kolei siły rosyjskie uciekały się do brutalnych ataków na cele cywilne w nieudanej próbie złamania ducha narodu ukraińskiego. Tymczasem reakcja Zachodu na agresję Putina była, jak dotąd, silniejsza i bardziej zjednoczona, niż ktokolwiek się spodziewał, w tym zbliżające się wejście Finlandii i Szwecji do NATO. A mieszkańcy Europy, nie tylko w Polsce, otworzyli swoje serca i drzwi dla milionów uchodźców.
Jednak teraz jest jasne, że wojna na Ukrainie będzie trwać nadal. Niektórzy opowiadają się za zawieszeniem broni lub rozmowami pokojowymi. Utrzymywanie otwartych kanałów ma kluczowe znaczenie. Ale dołączam do tych, którzy nie wierzą, że istnieje już wspólny grunt do poważnych negocjacji. Trudno wyobrazić sobie, by Putin był skłonny oddać terytoria zdobyte na wschodzie i południu. I jak rząd ukraiński mógłby przyznać to terytorium Rosji? Co więcej, dlaczego mieliby to zrobić? Najbardziej prawdopodobną opcją jest więc to, że wojna będzie trwała, a jej wynik pozostanie niepewny.
W tym kontekście dla bezpieczeństwa Europy istotne jest, abyśmy byli w stanie utrzymać nasze wsparcie wojskowe i każde inne tak długo, jak to będzie potrzebne. Inwazja na Ukrainę pokazała aż nazbyt wyraźnie konsekwencje dla nas wszystkich jeśli wygra Putin lub jeśli Ukraina zostanie zmuszona do poczynienia niedopuszczalnych ustępstw. Nie można do tego dopuścić. Potrzebny będzie więc długofalowy wspólny wysiłek, polegający na politycznym i społecznym poparciu. Jednak kontynuowanie takiego wsparcia jest mniej oczywiste, niż wydaje się niektórym ekspertom ds. bezpieczeństwa. Obecnie w mediach dominują nagłówki ukazujące skalę kosztów utrzymania w kryzysie i bezpieczeństwo energetyczne, a wojna na Ukrainie schodzi na drugi plan. W tych okolicznościach skuteczne strategie utrzymania wsparcia dla Ukrainy w czasie, gdy wpływ wojny na zwykłych ludzi w Europie i poza nią jest coraz bardziej poważny, są kluczowe.
Kiedy ludzie odczuwają skumulowany wpływ szybko rosnącej inflacji, wyższych kosztów kredytu, zakłóceń w łańcuchach dostaw i zagrożeń związanych z dostawami energii, ich ciągłe wsparcie dla Ukrainy nie może być brane za pewnik, zwłaszcza że niektórzy popadają w ubóstwo. Wielu polityków przekonuje, że koszty zakończenia uzależnienia od rosyjskiej energii lub innych sankcji są po prostu zbyt wysokie. Jak dotąd jest to w dużej mierze pogląd mniejszości. Ale nie możemy sobie pozwolić na samozadowolenie. I nie zapominajmy o wpływie nieoczekiwanego powrotu wojny w Europie na nasze samopoczucie i odporność, zwłaszcza natychmiast po pandemii COVID-19, która wciąż jest z nami.
Jestem przekonany, że zapewnienie niepodległości Ukrainy i długoterminowego bezpieczeństwa Europy jest dzisiaj najwyższym priorytetem. Ale dostarczenie tego będzie miało wyższe koszty ekonomiczne, niż zwykle ponosimy, przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej. Tak więc na politykach i ekspertach spoczywa obowiązek dalszego silnego i przekonującego argumentu przemawiającego za wsparciem Ukrainy i nadaniem wysokiego priorytetu obronności i bezpieczeństwu, przy jednoczesnym zajmowaniu się wyzwaniami gospodarczymi, które mają tak poważny wpływ.
Pamiętajmy też, że zagrożenie ze strony Rosji dla nas, żyjących w Polsce i dla ludzi z pozostałych krajów nadbałtyckich, niekoniecznie wydaje się tak realne i bezpośrednie. W związku z tym komunikat musi odzwierciedlać fakt, że chociaż stoimy przed wspólnym wyzwaniem w zakresie bezpieczeństwa, powinien on być sformułowany w sposób oszczędny, tak samo przekonujący w Lizbonie, Rydze i Toronto. Dla mnie kluczowy punkt jest prosty. Płacimy cenę za przeciwstawianie się rosyjskiej agresji. Jeśli tego nie zrobimy, poniesiemy znacznie większe koszty, jak pokazało nam niedawne zachowanie Putina.