Dorota Stegienka

DA SIĘ BYĆ DLA LUDZI

Każda dzielnica ma swoją charakterystykę. Co jest potrzebne do tego, żeby wykorzystać potencjał dzielnicy Ochota i rozwiązać jej problemy?

Jesteśmy dzielnicą starzejącą się, jednak z ostatnich badań wynika, że to się trochę zahamowało. Z pierwszego miejsca plasujemy się obecnie prawdopodobnie na trzecim. Wyprzedzają nas dzielnice Mokotów i Śródmieście, ale taką mamy charakterystykę. Musimy więc patrzeć na Ochotę w dużej mierze pod tym kątem i mieć zarówno ofertę kulturalną, jak integracyjną i społeczną, a także profilaktykę, bo to jest bardzo ważne. Oddzielając gorące tematy infrastrukturalne, np. remonty ulic, modernizacje podwórek, jako najbliższych przestrzeni dla osób starszych, ale też dla rodzin z małymi dziećmi, to nasze doświadczenie pokazuje, że niezwykle ważne jest wyjście do ludzi, bycie z nimi i dawanie im poczucia, że są potrzebni nam i sobie nawzajem, mają swoją siłę sprawczą, swoje miejsce, w którym pełnią ważną rolę. Duży nacisk położyliśmy na to, żeby tych ludzi wyciągnąć po pandemii z domów i żeby potrafili cieszyć się sobą, nawet na podwórkowych małych spotkaniach, gdyż nie chodziło o to, by zrobić jedną wielką okolicznościową imprezę okołoświąteczną, tylko pokazać, że mogą być ze sobą np. w czasie wspólnego ubierania choinki przed blokiem. Niesamowicie ważne było, żeby oni za chwilę znowu wyszli do siebie i potrafili ze sobą rozmawiać. 

Naszym dużym osiągnięciem jest organizowanie każdego roku śniadania świątecznego w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych. Jest mnóstwo osób, które nie są tylko biedne czy bezdomne, ale samotne i cierpią na brak kontaktu z drugim człowiekiem, szczególnie po pandemii. Spotkanie świąteczne jest dla nas wyzwaniem, ale to bardzo ważne, żeby nie robić go dwa tygodnie wcześniej, dać czekoladę, podzielić się jajkiem i zaspokoić swoje sumienie, ponieważ samotni ludzie potrzebują obecności drugiej osoby najbardziej w święta. Nikomu korona z głowy nie spadnie, jak pobędziemy z mieszkańcem w czasie świąt, a potem rozejdziemy się do swojego świętowania. W minionym roku zrobiliśmy śniadanie wielkanocne na 400 osób. Była taka potrzeba. Zazwyczaj robiliśmy je na 200, ale doszły też rodziny ukraińskie, gdyż wiedzieliśmy, że musimy ich przytulić w tym trudnym dla nich okresie. To było ogromne wyzwanie i ogromne zmęczenie, jednak dla tych ludzi to jest niesamowicie ważne.

 

Czy wciąż odczuwamy skutki pandemii i borykamy się z tym, żeby wrócić do dawnej wzajemnej otwartości?

Myślę, że to jeszcze będzie wychodziło z nas długo. Moi nastoletni synowie są społecznikami i wiem jak im było trudno usiedzieć w domu, kiedy trzeba było tkwić przed komputerem, gdy nie mieli kontaktu z rówieśnikami, nie mogli chodzić na wolontariat, który uwielbiają. Ta sytuacja była trudna. Od lat jestem przewodniczącą Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przemocy na Ochocie i zdaję sobie sprawę, że my tak naprawdę nie wiemy jakie wsparcie mają uczniowie ze strony swoich rodzin i czy je mają. W czasie pandemii wiedziałam o kilku miejscach i ogromnie drżałam o te dzieci. Jednak jak dziecko uczęszcza do szkoły, jest wśród rówieśników, to można coś zaobserwować i w tej kwestii nieocenieni są nauczyciele i pedagodzy. Na Ochocie mamy taką tradycję, że każdej jesieni robimy szkołę profilaktyki i czasem dotyczy ona spraw społecznych, więc zapraszamy wtedy specjalistów i różne służby, a czasem dotyczy np. wyłącznie diagnozy tego, co się dzieje w szkole. Na ostatniej szkole jesiennej dzieliliśmy się tym, co zbadaliśmy w szkołach, w zasobie szkolnym, z czym się borykamy. W tym spotkaniu wzięli udział psychologowie, pedagodzy, asystenci rodzin, jednostki współpracujące, m.in. ośrodek pomocy społecznej, ale też osoby, które zajmują się profilaktyką w różnych fundacjach, z policji, ze straży miejskiej, z ochrony zdrowia. Powoduje to, że jak się ci ludzie wzajemnie poznają, to nie działają między sobą wyłącznie poprzez wymianę maili i pism, ale lepiej i z większą śmiałością ze sobą współpracują. Nawet kiedy mamy spotkanie, to potem w kuluarach po wykładzie są w stanie wiele rzeczy ze sobą przedyskutować. To jest właśnie ta szeroko rozumiana polityka społeczna i cenię sobie bardzo, że nie działamy od przypadku do przypadku, tylko mamy długofalowy program, swój określony zamiar, który konsekwentnie realizujemy, oczywiście modyfikując go zależnie od konieczności. Osoba, która nie rozumie, że trzeba wyjść do ludzi, dawać i czerpać energię oraz kroić i szyć na miarę potrzeb, nie powinna się tym zajmować. 

Dla mnie najważniejsze jest pokazanie ludziom, że można inaczej żyć, trzeba wyjść zza biurka, być blisko nich i trzeba ich słuchać. Kto to czuje czy w sobie to przełamie, to zobaczy jaką można z tego czerpać radość, jakie można mieć wspaniałe korzyści emocjonalne i społeczne. Da się być dla ludzi i nie robić tego na siłę. Można mieć z tej pracy wielką satysfakcję – jedni się cieszą z ogromnego kapitału finansowego, który zbudują dla dzielnicy, a drudzy się cieszą, gdy stworzą wielki kapitał społeczny – jeden z najważniejszych według mnie w dzisiejszych czasach.

 

Wspomniała Pani o długofalowych planach i o myśleniu do przodu. Jakie wyzwania stoją przed Panią w roku, który się właśnie zaczyna?

Ten rok będzie rokiem kończącym kadencję, bo wybory zostały przedłużone. Zależy mi bardzo na tym, żeby to, co rozpoczęliśmy, zarówno projekty infrastrukturalne, jak i pomysły na tworzenie nowych miejsc, na współpracę, nie pozostały niedokończone. Ktokolwiek, kto po nas przyjdzie, będzie miał ułożone, zrobione sprawy, co nie pozwoli zaniechać tego ogromnego potencjału w ludziach, fundacjach, organizacjach i umożliwi dalszy rozwój, bo przecież jesteśmy tu dla mieszkańców i nie wyobrażam sobie, że to, co się udało zbudować, nie zostanie wykorzystane w przyszłości. 

To, jaką stworzyliśmy siłę pokazała wojna w Ukrainie. Czasem możemy potrzebować wsparcia i nie musimy użyć słów, a to wsparcie przychodzi. Tak dobrze się już znamy i na tyle długo współpracujemy z fundacjami, że widzieliśmy swoje kryzysowe momenty, swoje zmęczenie i staliśmy się jednym silnym organizmem. 

 

Jak obecnie wygląda sytuacja uchodźców ukraińskich na Ochocie? Jak dużo jest osób z Ukrainy, jak się zasymilowali, jak ułożyli życie i czy pojawiają się nowe potrzeby, którymi trzeba się zająć?

Sytuacja już się ustabilizowała. Jako Urząd Dzielnicy Ochota mamy od lat podpisaną umowę partnerską z Iwano-Frankiwskiem. Jest to żywa, realna dwudziestoletnia przyjaźń i jak jeszcze nie było mowy o konflikcie zbrojnym, to szykowaliśmy się nawet na obchody Dnia Zwycięstwa, które odbywają się tam w maju, mieliśmy dużo wspólnych planów. Kiedy w Ukrainie już zaczęło się źle dziać, to spotykaliśmy się z nimi i pytaliśmy o to, jakie są ich potrzeby, a gdy wybuchła wojna, to nawet sekundy się nie zastanawialiśmy. Z 25 na 26 lutego 2022 r. otworzyliśmy w naszym Ośrodku Sportu i Rekreacji pierwszy w Warszawie punkt dla uchodźców – mały i kameralny, ale dosłownie w ciągu kilku godzin byliśmy gotowi na przyjęcie 60 osób. Tamtej nocy przyjechał do nas autokar pełen matek z małymi dziećmi. Punkt utrzymywaliśmy przez kilka miesięcy, oprócz tego robiliśmy całą masę różnych rzeczy, wspomagaliśmy Dworzec Zachodni, lokowaliśmy uchodźców tutaj na tyle, na ile było to możliwe, angażując fundacje. Te pierwsze miesiące, to też był rzeczywiście chaos. W tej chwili jest bardzo dużo rodzin, które zostały z nami od lutego, mają się dobrze, doskonale się odnajdują, pokazują się i są z nami przy każdej możliwej okazji – na piknikach, wydarzeniach. 

Były momenty, że było bardzo trudno w szkołach z miejscami, ale mieliśmy dobrze zrobioną diagnozę. Mamy też na Ochocie świetnie działający lokalny system wsparcia, to jest takie konsorcjum, które od lat działa i zna szkoły, zna nasz zasób, zna dzielnicę jak własną kieszeń, dzięki czemu wiemy jak działać i jeśli są jakieś kryzysowe sytuacje, to wiemy z jakimi specjalistami wejść do jakiej placówki oraz jakie zorganizować zajęcia. Te działania prowadzą do stabilizacji.

 

Taka polityka społeczna obejmuje ogół społeczności mieszkającej na Ochocie, czyli seniorów, dzieci i młodzież, osoby z niepełnosprawnościami, uchodźców. Czy macie także programy skierowane do kobiet?

W różnych aktywnościach, począwszy od zwykłych sąsiedzkich spotkań, przez kluby seniora, Uniwersytet Trzeciego Wieku, po miejsca aktywności lokalnej, przeważają jednak kobiety. Jest też tak, że jak przyjdą mężczyźni, to oni również się tam dobrze czują. Kolejne środowisko na Ochocie to dwa fantastycznie działające kluby abstynenta, które zrzeszają masę ludzi i każdy, kto do klubu przychodzi, bardzo dobrze się tam czuje. Niesamowite, że udaje nam się pogodzić różne środowiska, które potrafią ze sobą współpracować i razem tworzyć. 

 

Czy są jakieś obszary, w których czegoś jeszcze brakuje i chciałaby Pani coś w tych miejscach zrobić?  

W każdym działaniu i w każdej przestrzeni można coś polepszyć. Nie jest tak, że my mamy jakąś zamkniętą wizję i idziemy utartym, zaplanowanym torem. Jeżeli nam coś nie wychodzi, albo mamy sygnał zwrotny od mieszkańców lub fundacji, że trzeba coś poprawić, to rozmawiamy o tym. Po każdych działaniach czy akcjach siadamy i przegadujemy sobie co było fajnego, co by się przydało następnym razem poprawić – każdy głos tej ewaluacji jest ważny i tak samo słyszalny. Jest wiele obszarów na Ochocie, które są zaopiekowane, ale w dalszym ciągu są ogromne potrzeby i jest też mnóstwo rzeczy, na które my nie mamy wpływu, np. ostatnio pojawił się temat kolejek do psychiatry i do specjalistów, aczkolwiek robimy wszystko, żeby polepszyć sytuację. Jako jedna z trzech dzielnic przystąpiliśmy do programu środowiskowego Centrum Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży, gdzie mamy skróconą ścieżkę do specjalistów, jest telefon zaufania i jeśli uczeń trafi pod opiekę, to cała rodzina jest otoczona kompleksową pomocą, mają personalnego opiekuna. To wydaje się bardzo ważne i zdajemy sobie sprawę, że wciąż tej pomocy jest za mało.

 

Te potrzeby mogą się coraz bardziej pogłębiać ze względu na starzejące się społeczeństwo i niż demograficzny. Będą też coraz większe potrzeby medyczne.

Wszystkie nasze badania i doświadczenia pokazują, że jak zadbamy o dobrą aktywizację seniorów, wciągniemy ich w nasze działania, to oni naprawdę stają się zdrowsi i na chwilę zapominają o narzekaniu, zmieniają nastawienie do życia i stają się wsparciem dla siebie wzajemnie.

Ostatnio mieliśmy bardzo ciekawą debatę na temat bezpieczeństwa i przyszło wielu seniorów, którzy od razu mieli swoje przemyślenia, swój pomysł na to, jak spróbować dotrzeć do tych, którzy nie są zrzeszeni w klubach, jak ich przestrzec przed różnymi zagrożeniami, bo jest wiele różnych zagrożeń i są one modyfikowane. Ponadto oni już się zorganizowali i poprosili o kolejne spotkanie, więc to jest wspaniały potencjał. Czasem niewiele potrzebujemy dać, żeby uzyskać duże efekty.

Seniorzy są tak aktywni, że w minionym roku Dni Seniora na Ochocie trwały od 30 września do 15 grudnia. To jest ewenement, ale to wynik naszych danych, czego seniorzy najbardziej potrzebują.

 

Jest Pani od wielu lat mocno zaangażowana w życie samorządowe i w działalność społeczną. Jak to się zaczęło i skąd wziął się pomysł na tak wymagającą i trudną pracę?

Zaczęło się chyba w przedszkolu, przynajmniej tak mówią moje byłe panie przedszkolanki, kiedy je spotykam. Zawsze lubiłam działać, być z ludźmi, pomagać – mam to we krwi i to jest rodzinne, bo mój starszy syn zaangażował się bez reszty w wolontariat, młodszy również lubi działanie. Moje dziecko razem z kolegami z wolontariatu połączyli się z seniorami i wspólnie chodzą na biegi, na różne wydarzenia, razem działają. Kiedy moi teściowie przeszli na emeryturę, to wiedziałam, że nie będą mogli siedzieć w domu, więc już wcześniej zachęciłam teścia, by kandydował do rady seniorów. Zdobył najwięcej głosów i teraz ma wiele wspaniałych pomysłów, ma kontakt z ludźmi i dużo pomaga. Zaprzyjaźnił się z seniorami z innych dzielnic, następnie z Warszawską Radą Seniorów. Teściowa natomiast zaangażowała się w klub seniora. Są na emeryturze i mają wypełnione kalendarze. Dzięki temu rozumieją też moją aktywność i różne działania, a ja rozumiem ich. Mamy wzajemne zrozumienie. 

Jestem z Ochoty od pokoleń. Znam tu absolutnie wszystko. Burmistrzem się bywa, samorządowcem się bywa, ale mieszkańcem, sąsiadem się jest i pewnie będę nim zawsze. To jest ta prawdziwość i wiarygodność. Tak samo jest w polityce społecznej, tam nie da się czegoś naciągnąć, bo jak coś zrobimy nieszczerze i na skróty, to wyjdzie i ludzie dostrzegą, że to nie było to, w co chcieli się zaangażować. 

 

Działa Pani w Zespole Interdyscyplinarnym ds. Przemocy. Czy przemoc jest dużym problemem na Ochocie?

W naszej dzielnicy nie ma dużego problemu z przemocą dzięki temu, że jest profilaktyka i wsparcie, ale pandemia dołożyła nam wiele trudnych spraw. Ludzie ulegali emocjom z powodu utraty pracy, nie podołali wyzwaniom, kredytom. To spowodowało, że w rodzinach pojawiły się zachowania przemocowe. Nagle wszyscy znaleźli się w domach, rodzice nie potrafili poradzić sobie z trudnymi zachowaniami dzieci. Nagle wszystko stało się trudne. Niestety przemoc w tym obszarze jest i staramy się tak dobierać specjalistów do pracy z każdą rodziną, żeby ten program naprawczy i to, co zaplanujemy wspólnie było do wykonania dla tych ludzi. Pilnujemy, żeby np. tam, gdzie pojawia się alkohol, osoby trafiały w ręce specjalistów od takich problemów. Dzięki temu, że mamy doświadczenie i wiemy jak ważna jest współpraca, to szybko możemy zareagować, nie przerzucając się nadmiernymi papierkami. 

Zależało mi na tym, by w zespole interdyscyplinarnym byli przedstawiciele z różnych środowisk, np. z ochrony zdrowia, oświaty. Ważne jest, by oświata, jak coś zauważy, choćby małe rzeczy, nie bała się wszcząć procedury, by dyrektor szkoły wiedział, że to nie zaważy na reputacji szkoły.

 

A jak sobie radzicie w sytuacji piętnowania rodziny?

To się zmienia. Obecnie obraz rodziny przemocowej czy patologicznej to nie jest ten obraz, który był kiedyś. Staramy się jednak, by dyskrecja i tajemnica pracy z rodziną były zachowane, bo to nie może wyjść na zewnątrz. Często też nie widać przemocy i patologii. Kiedyś jeśli w rodzinie rodzic pił, bił i krzyczał, to było to słychać i widać. Teraz los rodziny z problemami czy przemocą wygląda zupełnie inaczej. Tego nie widać na pierwszy rzut oka, trzeba do tego dotrzeć. Osoby, z którymi pracujemy są często świadome, bardzo dobrze wykształcone, są to rodziny z wyższym statusem społecznym, w związku z tym jest też inny rodzaj pracy, aczkolwiek zdarzają się przypadki na wzór dawnej patologii. Ważne, aby podnosić swoje kompetencje, zarówno w polityce społecznej, jak we wszystkich różnych działaniach – w pracy społecznej, w szkole, ponieważ świat się zmienia i my się ciągle mierzymy z czymś innym, pojawiają się nowe wyzwania. Senior jest też innym seniorem, niż kiedyś i ma inne potrzeby. Dla mnie jest to nieodkryte morze zagadnień i najpiękniejszy rodzaj polityki, który istnieje.  

Like this article?

Share
Share

Leave a comment