Swoboda tworzenia wiedzie mnie ku radości życia

ROZMOWA Z PANIĄ MONIKĄ PIELACH, MALARKĄ

Kiedy zaczęła się Twoja przygoda ze sztuką i czy był w Twoim życiu jakiś impuls powodujący, że wzięłaś do ręki pędzel i zaczęłaś malować? Kiedy poczułaś, że malowanie jest Twoją pasją?

Potrzeba tworzenia była we mnie od zawsze, wzrastałam z nią i było to dla mnie bardzo naturalne. Już od dziecka miałam w sobie coś takiego, że potrafiłam zdobyć kawałek gliny na podwórku, bo nie było wówczas łatwego dostępu do produktów plastycznych, zamknąć się z nią w łazience na cały dzień i rzeźbić. Rzeźbiłam również w drewnie, dłutami znalezionymi w warsztacie taty. Od najmłodszych lat malowałam, interesowało mnie wszystko – ołówek, węgiel, akwarela. Najczęściej tworzyłam z tego, co było dostępne wokół. Miałam swój świat i w nim znikałam. Pamiętam, że już w przedszkolu panie opiekunki przekazywały mojej mamie opinię, że mam talent i ładnie maluję, później w szkole podstawowej miałam bardzo dobrą nauczycielkę plastyki, panią Hannę Łozińską, która nauczyła mnie wielu różnych technik malarskich. W szkole średniej niestety plastyki nie było, ale pierwszym wielkim artystą, którego odkryłam, był Pablo Picasso. Byłam oszołomiona jego pracami – nie znałam go wcześniej, nikt mi go nie pokazał, nie znałam też kierunku, jakim był kubizm, zaczęłam więc wzorować się na tym artyście, malować w podobnym stylu. Picasso miał ogromny wpływ na moją twórczość, bo dzięki niemu poczułam artyzm. Prace, które malowałam brały udział w różnych konkursach, oczywiście wtedy na poziomie liceum.

 

Czy kształciłaś się później w kierunku sztuki?

Marzyłam oczywiście o Akademii Sztuk Pięknych. Pochodzę z Różana, to niewielkie miasto na Mazowszu i najbliższa szkoła artystyczna była w Warszawie lub w Łodzi. Mama nie zgodziła się na studia tak daleko, gdyż uważała, że nie poradzę sobie sama w wielkim mieście. Przestałam w siebie wierzyć i w formie buntu wyjechałam do pracy do Irlandii, z jednej strony, żeby uzyskać niezależność finansową, a z drugiej, udowodnić sobie i światu, że dam radę. Będąc tam 2 lata zapomniałam o malowaniu, nie było przy mnie nikogo, kto wsparłby mnie w rozwoju artystycznym, powiedział: „nie zapominaj o marzeniach”. Po powrocie otworzyłam salon kosmetyczny, myślałam biznesowo, nie miałam w sobie zbudowanej wiary w tworzenie, to powróciło z czasem.

 

Co pobudza Twoją kreatywność i skąd czerpiesz pomysły na obraz?

Pobudza mnie silne pragnienie oddania emocji, które płyną z wyobraźni, z myślenia, z pewnego rodzaju filozofii, są związane z uczuciami, takimi jak radość, smutek, zachwyt, tęsknota za czymś. W jakiś sposób łączy się to wszystko we mnie i wtedy przelewam emocje na płótno, żeby pokazać je światu. 

 

Czy zaczynasz malować wtedy, kiedy nazbiera się w Tobie dużo emocji lub powstanie w Twojej głowie pomysł, czy pracujesz systematycznie, albo gdy masz zamówienie na obraz?

Niestety tej systematyczności nie ma, ponieważ jestem mamą siedmioletniego Bruna, prowadzę dom i firmę kosmetyczną, więc jest to masa obowiązków. Jeśli wykradnę czas na malowanie, to jest to faktycznie efekt potrzeby ekspresji na płótnie, ekspozycji tego, co widzę na co dzień, a także podróży, rozmów z napotkanymi ludźmi. Noszę tę inspirację w sobie do momentu, kiedy będę mogła zasiąść przed sztalugą i wtedy zaczynam malować. Nie jestem jeszcze artystką sprecyzowaną, działającą według schematu, ponieważ burza ekspresji w mojej głowie, kiedy już mam przed sobą płótno, nie pozwala mi ograniczyć się do jednej techniki.

 

A w jakich technikach malujesz i jakie kolory i elementy dominują w Twoich pracach?

Techniki, jakimi posługiwałam się do tej pory, to technika oleju, żywicy epoksydowej w połączeniu z olejem, z akrylem lub sam akryl. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że jestem kolorystką. Świat nie jest czarno-biały i to należy podkreślać i pokazać wolność na obrazach, bo to jest miejsce, na którym nie ma żadnych ograniczeń. To ostatnia wolna przestrzeń, gdzie możemy pokazać jacy naprawdę jesteśmy, co czujemy. W mojej twórczości dominują elementy kosmiczne – to na mnie oddziałuje. Energia kosmosu, nieskończoność wszechświata, czasem w połączeniu z naturą – to jest piękne i tu jest upragniona wolność i przestrzeń.

 

Co chcesz przekazać i co powiedzieć ludziom, którzy oglądają Twoją sztukę?

Chcę, żeby każdy, kto patrzy na mój obraz odczuwał coś takiego, jak ja, czyli że są pasje, dzięki którym można poczuć się swobodnie, poczuć całkowite spełnienie i to, że nic i nikt nie może nas ograniczać, sprowadzać do pewnych szablonów. Mam 37 lat i dopiero teraz chciałabym to wszystko wziąć w swoje ręce i pokazać, że można mimo wszystko, że to nie jest tak, że tylko kiedy jesteśmy młodzi, w szkole możemy się realizować. Zawsze jest czas na rozwój. Chcę, żeby moje prace motywowały ludzi do tego, by nie spoczywać do końca życia na laurach i wierzyć w siebie. Chcę ich inspirować do realizowania marzeń i pasji, do okazywania swoich uczuć w różnej formie.

 

Czy w swojej twórczości budujesz opowieść poprzez cykle obrazów?

Zdarza się, że tak. Namalowałam tryptyk pt. „Flora”. Jest to połączenie przyrody z elementami kosmosu. Jeśli chodzi o te trzy obrazy, to mam poczucie, że ten cykl mógłby nie mieć końca. Mogłabym za każdym razem domalowywać kolejne. Jest to odzwierciedlenie mojej duszy. Stworzyłam także na zamówienie cykl pięciu obrazów pt. „Geometria”. Wyrażają one geometrię w przestrzeni, użyłam do nich kompozycji naturalnych kolorów – brązu, zieleni. Figury nachodzą na siebie, nawarstwiają się, przechodzą między sobą. Są to dość trudne obrazy i widać na nich nowoczesny minimalizm w głębi bogactwa wszechświata.  

 

Wspomniałaś o pasji rzeźbienia w dzieciństwie. Czy w Twojej obecnej twórczości jest przestrzeń na rzeźbę?

Zanim urodziłam synka, tworzyłam płaskorzeźby, bawiłam się recyklingiem, ale obecnie nie znajduję czasu na tę formę sztuki, choć myślę o tym, żeby w przyszłości połączyć rzeźbę z obrazem. Uważam, że nie powinniśmy się ograniczać. Taki twórczy duet byłby spełnieniem i realizacją moich marzeń.

 

Opowiedz o swoich ostatnich ciekawych wystawach.

Jestem właśnie po wernisażu w Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie, któremu dałam tytuł „Początek”. Prezentowałam tam swoje nowe prace, które cieszyły się dużym zainteresowaniem i dobrym odbiorem. Niedawno miałam także mały wernisaż na balu charytatywnym, gdzie pokazywałam swoje obrazy i większość prac została sprzedana. 

 

Kim są odbiorcy Twojej sztuki? Jacy ludzie kupują Twoje obrazy?

Są to osoby na pewno nowoczesne, otwarte na piękno i na to, co inne, głębokie, nie boją się tego, co trudne, co skłania do myślenia. To osoby, które lubią otaczać się sztuką, lubią relaksować się w wolnym czasie, odpoczywać wśród pięknych rzeczy i czują wolność.

 

Co chciałabyś przekazać młodym artystkom, które tak jak Ty mają rodzinę i poświęcają mnóstwo czasu na pracę zawodową? Co poradziłabyś im na początkowej drodze realizowania swojej twórczej pasji?

Moja droga do malarstwa nie była prosta, bo tak naprawdę poza nauczycielką plastyki nie miałam nikogo przy sobie, kto by mnie i moją sztukę docenił i dał odrobinę wsparcia. Dopiero w dorosłym życiu, kiedy wystawiłam swój pierwszy obraz w Internecie, który natychmiast się sprzedał, poczułam, że ktoś we mnie uwierzył. Od tamtej pory zaczęłam myśleć, że i ja muszę uwierzyć w siebie i malować. Dlatego jeśli ktoś zastanawia się czy robić coś, co w sobie czuje, co daje mu spełnienie, niech mimo trudności nie rezygnuje z siebie, niech nie porzuca tego poczucia spełnienia, kiedy bierzemy kawałek papieru, płótna i wyrażamy siebie. Mamy wtedy swój czas wolności, stawania się sobą i to nam się należy. Nawet jeśli nikt nas wokół nie wspiera – róbmy to! Uwierzcie w siebie, róbcie to, co kochacie najbardziej, bez względu na wszystkie okoliczności, otaczajcie się osobami, które dają wam wiarę i mają podobne pasje. 

 

Co podczas Twojej pracy, w całym cyklu powstawania obrazu, aż do odbioru, sprawia Ci największą przyjemność?

Tak naprawdę jest to sam fakt, że ja ten obraz maluję, ten czas przed obrazem. Nawet kiedy wydaje mi się, że jest już gotowy, podchodzę do niego następnego dnia i jeszcze robię ostatnie szlify i te chwile również są bardzo przyjemne.

 

Czy potrafisz wypracować dla siebie to, czego najbardziej potrzebują współczesne kobiety, czyli balans między pracą zawodową, pasją tworzenia, a domem i rodziną?

Myślę, że jestem coraz bliżej wykreowania takiego balansu, ponieważ moje dziecko jest coraz starsze i zaczyna przesiąkać malarstwem, więc czasem łączę pracę artystyczną z zabawą z dzieckiem, ale staram się jednak malować kiedy Bruno śpi. Lepiej potrafię gospodarować czasem, oddzielić wspólny czas z mężem i dzieckiem od pracy zawodowej. Obecnie jest mi zdecydowanie łatwiej to zrobić, niż w 2015 roku, kiedy urodziłam dziecko i byłam na pełnym etacie mamy. Jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży to bardzo dużo malowałam przez te 9 miesięcy, bo wiedziałam, że na jakiś czas będę musiała zapomnieć o tworzeniu. Teraz nareszcie pojawia się przestrzeń na wszystkie elementy życia.

 

Jakie są Twoje pasje poza malowaniem? Jak lubisz spędzać wolny czas?

Uwielbiam spędzać czas na powietrzu, w terenie, na spacerach, lubię górskie wędrówki, podróże, ale także lubię wodę – mieszkamy nad rzeką, robimy spływy kajakowe, rowerowe wycieczki. Kocham spędzać aktywnie czas z moją rodziną. 

 

Gdzie obecnie można obejrzeć Twoje prace?

Prace można obejrzeć na stronie internetowej monikapielach.pl, można też śledzić moją twórczość na Facebooku, Instagramie i Tik-Toku oraz zobaczyć obrazy w mojej pracowni po wcześniejszym umówieniu się.

 

Rozmawiała Iwona Walentynowicz

Fot. Iwona Walentynowicz

Like this article?

Share
Share

Leave a comment