W stronę zdrowych samorządowych fundamentów polskiej demokracji

Sześć przyczyn głównych sprawia, że budowane od 33 lat fundamenty demokracji liberalnej w III RP są coraz bardziej zmurszałe i mniej obiecujące. W demokracjach liberalnych głównym budulcem demokracji są silne demokratyczne partie polityczne. W demokracji polskiej to właśnie one stanowią dziś główne przyczyny zmartwienia.

Po pierwsze dlatego, że partie te zostały faktycznie upaństwowione, czyli przejęte na garnuszek państwa. To zaś poważnie rozluźniło ich związki ze społeczeństwem, którego partie polityczne dziś faktycznie nie potrzebują. Budżet państwa bowiem, a nie składki członkowskie, stanowi podstawy ich utrzymania. Partie są zatem uboższe w szeregi członkowskie, czyli coraz mniej powiązane z szerokimi kręgami społeczeństwa. Po drugie, partie polityczne stały się stopniowo partiami o charakterze wodzowskim, bo to przewodniczący wódz – trzyma kluczyki do partyjnej kasy i decyduje o składzie list wyborczych. Po trzecie, ujawniają się coraz bardziej negatywne mechanizmy doboru zarówno do partyjnych szeregów, jak i do składu partyjnych aktywów. Wodzowie dobierają sobie dominującą część aktywu na wzór i podobieństwo samego siebie. Głównymi zaś motywacjami angażowania się w partyjną aktywność dawno już przestały być pobudki ideowe i programowe, a w ich miejscu pojawiła się przewaga motywacji o charakterze ekonomicznym.

Po czwarte, w efekcie kurczy się społeczna baza demokracji liberalnych. Przestały one być w naszej części Europy społecznie reprezentatywne. Obecnie w szeregach wszystkich polskich partii politycznych znajduje się niespełna około 0.7% wszystkich Polaków. Trudno zaś na tak wątłym społecznie fundamencie budować wiarygodną i reprezentatywną demokrację liberalną. To zaś prowadzi do przyczyny piątej, czyli do zjawiska reprezentatywności społecznej budowanych na takich fundamentach (po części za sprawą obowiązującego systemu wyborczego, zwłaszcza systemu D’Hondta) reprezentatywnego społecznie sejmu i rządu. W silnie spolaryzowanym politycznie kraju i w warunkach niskiej frekwencji politycznej reprezentatywność rządów jest niebywale niska i oscyluje wokół 23-27%.

Za sprawą takich uwarunkowań wyłania się przyczyna szósta, czyli zdecydowanie za niskie zainteresowanie szerokich grup społecznych angażowaniem się w politykę. Do urn wyborczych idzie na ogół nie więcej niż 50% uprawnionych osób do głosowania. I w tym miejscu koło się zamyka, bo wszystkie powyższe mankamenty stanowią poważną zaporę na drodze do wykreowania bodaj zarysów tego niezbędnego składnika społeczeństwa obywatelskiego w Polsce – jednym z większych krajów Unii Europejskiej.

Gołym okiem więc widać, że demokracja polska oparta na jednej i to chromej partyjnej nodze nie znajduje wewnętrznej równowagi. Polsce potrzebna jest pilnie druga noga demokracji liberalnej, którą w moim przekonaniu stanowić powinna sfera samorządowa. Jest to sprawa tym pilniejsza, że pierwsze partyjne i mało reprezentatywne piętro polskiej demokracji zdominowane zostało niekorzystnymi przejawami silnej polaryzacji politycznej, uniemożliwiającej wszelki dialog i możliwość konstruktywnych kompromisów stanowiących na ogół fundamenty każdej demokracji liberalnej. Polaryzacja ta przebija się do całej struktury społecznej, w tym także do strefy samorządowej.

Polskiej demokracji niezbędne są nowe fundamenty. Tym razem nie tyle partyjne, co społeczne i samorządowe. Fundamenty zbudowane na zasadach profesjonalnego, ponadpartyjnego i pro państwowego samorządu lokalnego i regionalnego. To tu bowiem na pierwszym i najważniejszym piętrze polskiej demokracji znajdować się powinny podwaliny budowanego z mozołem społeczeństwa obywatelskiego. Stać się tak powinno z tych samych sześciu względów, które wymieniłem jako niedomogi systemu partyjnego.

Po pierwsze zatem dlatego, że samorząd lokalny jest dla społeczeństwa wiarygodniejszy, bo nie został, na wzór partii politycznych upaństwowiony. Stąd też zachowane zostały bezpośrednie więzy społeczne między społecznością lokalną a radnymi. Po drugie, w kręgach samorządowych niezwykle rzadkie jest zjawisko partyjnego wodzostwa a autonomia poszczególnych radnych stoi na wyższym poziomie niż w państwowych reprezentacjach partyjnych. Łatwiej jest tu zatem o budowanie w pełni demokratycznych relacji. Po trzecie, w samorządach w mniejszym, niż w partiach politycznych stopniu dominują motywacje ekonomiczne. Przeważają tam bowiem postawy społecznikowskie. Po czwarte, samorządy lokalne są w Polsce bardziej demokratycznie reprezentatywne. Jest to „armia” ok. 47 tys. radnych, ok. 900 burmistrzów i prezydentów miast, 314 starostów i 15,5 tys. wójtów. To zdecydowanie więcej, niż 544 posłów i senatorów. Samorządowcy dominują nad partiami politycznymi nie tylko poziomem reprezentatywności społecznej, a także poziomem wiarygodności. We wszelkich bowiem sondażach społecznych samorządowcy są zdecydowanie wyżej oceniani niż politycy, którzy znajdują się na samym końcu ocenianych zawodów.

Po piąte i szóste, w warunkach odpartyjnienia aktywności samorządowej unikniemy także zjawiska niskiej reprezentatywności tworzonych w jej ramach samorządowych instancji, a co za tym idzie, pojawia się szansa na zwiększenie frekwencji wyborczej w wyborach samorządowych. Rysuje się zatem poważna szansa na to, by procesy budowania w Polsce społeczeństwa obywatelskiego skoncentrować już na tym pierwszym samorządowym piętrze polskiej demokracji. Droga prowadząca do zrealizowania tego celu jest jednak wieloetapowa i wymaga zdecydowanych działań na kilku priorytetowych kierunkach.

Po pierwsze, na stopniowej profesjonalizacji służby samorządowej, konkretnym jej usytuowaniu w strukturach państwa, a nade wszystko jej odpartyjnieniu, czyli na jej odcięciu od politycznych podziałów trapiących spolaryzowany system partyjny. Droga do profesjonalizacji samorządów prowadzić może poprzez wprowadzanie w życie, na wzór dawnej służby cywilnej na szczeblu krajowym, profesjonalnego ponadpartyjnego i propaństwowego korpusu samorządowego. Elementy tego korpusu stworzyć można w każdym regionie z osobna wokół uczelni wyższych poprzez organizowanie tam 3- i 5-letnich studiów samorządowych, tworzonych w ścisłej współpracy z regionalnym i lokalnym samorządem (sejmikami i konwentami powiatowymi i gminnymi). Zgodnie z regionalnym zapotrzebowaniem na samorządowych specjalistów w zakresie regionalnego i lokalnego rozwoju gospodarczego, kulturalnego, obywatelskiego, administracyjnego, zgodnego z potrzebami zachowania regionalnej tożsamości historycznej i kulturowej, a nade wszystko z kierunkiem polityki lokalnej i regionalnej Unii Europejskiej. Kreowane w ten sposób samorządowe centra edukacyjne realizowane byłyby w ścisłej współpracy z samorządowcami, których bardziej samorządowo wykształcona część (wójtowie, starostowie i marszałkowie) mogłaby uczestniczyć w procesie dydaktycznym w zakresie umiejętności wymagających doświadczenia w służbie samorządowej. Edukacja ta byłaby zatem efektem ścisłego współdziałania regionalnych ośrodków naukowych i regionalnego samorządu. Ukończenie tego typu kształcenia otwierałoby drogę do korpusu samorządowego, stanowiącego z czasem bilet wstępu do samorządowych awansów i aktywności. Dodatkowo, na bazie samorządowych kierunków studiów, w uczelniach mogłyby powstawać regionalne akademie samorządowe, stanowiące wyraz współdziałania w regionie związanych z samorządnością organizacji pozarządowych, sejmików, naukowców i samorządowców realizujących szkolenia podyplomowe, popularyzację samorządności i szeroką aktywność popularyzującą unijne ukierunkowania polityki samorządowej i regionalnej. Wszystko to stanowiłoby wyraz ścisłego współdziałania uczelni z lokalnymi i regionalnymi samorządami jako swoista sieć działań na rzecz rozwoju samorządów w regionie. Akademie te miałyby charakter ponadpartyjny, a tym samym propaństwowy, bo punktem odniesienia nie byłyby interesy partyjne, tylko lokalne interesy społeczności. Profesjonalny, propaństwowy i ponadpartyjny charakter samorządu lokalnego i regionalnego stanowiłby efektywniejszą formułę umożliwiającą realizację podstawowych zadań tak rozumianego samorządu. Zgodnie z ocenami specjalistów, samorządy regionalne i lokalne stanowić powinny oazy demokratycznej stabilizacji chroniącej społeczeństwa od napływających od góry, od strony spolaryzowanych politycznie partii politycznych, różnorodnych podziałów i konfliktów.

Pomocne w tym względzie byłyby dalej idące inicjatywy decentralizacji mechanizmów zarządzania krajem. Decentralizacji zmierzającej do uznania tak kreowanego samorządu jako instytucji głęboko obywatelskiej realizującej w praktyce formułę zwiększania udziału obywateli w zarządzaniu sprawami kraju. Zgodzić się tu należy z koncepcjami W. Lisa, że tak pojmowany samorząd stanowić powinien istotne uzupełnienie obowiązującej na drugim piętrze polskiej demokracji (powyżej województwa) formuły partyjnej. Samorząd terytorialny stanowić powinien formułę kompatybilną i uzupełniającą oraz odzwierciedlać formułę ponadpartyjną. Droga do stopniowego odpartyjnienia w polskim samorządzie nie powinna stanowić przedsięwzięcia niemożliwego do realizacji. Wystarczy przyjrzeć się wynikom wyborów samorządowych w 2018 roku. Wynika z nich wyraźnie, że tylko górne samorządowe piętra (sejmiki i powiaty) są silnie upartyjnione. Należy wszakże pamiętać, że w sejmikach jest tylko ok. 520 radnych (23 z nich było bezpartyjnymi) i tylko 1/3 z ok. tysiąca prezydentów i burmistrzów polskich miast miało legitymacje partyjne. Samorządowcy bezpartyjni dominują zdecydowanie na poziomie polskich gmin (zwłaszcza mniejszych). Potencjał bezpartyjności w polskim samorządzie terytorialnym jest więc widoczny, zatem postępujące odpartyjnienie polskiego samorządu nie jest zadaniem niemożliwym. I nie chodzi tu o jakikolwiek zakaz członkostwa w partiach politycznych dla samorządowców. Partie polityczne stanowią fundamenty demokracji liberalnych przynależności do partii politycznych, jest to więc jądro demokracji. Chodzi jedynie o skanalizowanie aktywności partii politycznych na strategicznych odcinkach aktywności krajowej powyżej regionu i województw. Sprawy rangi lokalnej i regionalnej należy skoncentrować w zmotywowanych w ten sposób samorządowców. 

Najlepszym sposobem na tego rodzaju podział kompetencji byłoby jednak nie tylko stworzenie systemu prowadzącego do ustanowienia profesjonalnego ponadpartyjnego i propaństwowego korpusu samorządowego. Instrumentem równie ważnym i równoległym powinno być wysokie usytuowanie samorządów i ich roli w kreowaniu społeczeństwa obywatelskiego i przekazanie samorządom realnego wpływu na decydowanie o sprawach kraju. Narzędziem takim mogłoby być przekształcenie senatu w Izbę Samorządową, obsadzoną przez przedstawicieli różnego szczebla polskich samorządowców. Zachowałaby się w ten sposób kierownicza rola w demokracji dla partii politycznych, a jednocześnie uszanowanoby wkład polskiego samorządu w budowanie podstaw społeczeństwa obywatelskiego. Stworzyłoby to o wiele szerszą drogę do aktywizowania obszerniejszych kręgów polskiego społeczeństwa w aktywność jeszcze bardziej demokratycznego państwa. Byłoby to też budowanie efektywniejszych instrumentów politycznej i społecznej stabilizacji i zgody w naszym kraju.

 KAZIMIERZ KIK

Politolog i publicysta, profesor nauk społecznych na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. 

 

Like this article?

Share
Share

Leave a comment